Zwłaszcza jak dużo jeździ się w terenie. zwłaszcza jak się jeździ na rowerze to na spinningu chce się odwzorowywać właśnie te ruchy i ćwiczyć aby być mocniejszym w następnym sezonie. wszystkie takie akrobacje (plus te takie niby pompki, zatrzymania i inne ktore występują w jednej ze szkół) tylko przeszkadzają w treningu, ale Im ktoś dłużej jeździ na rowerze, tym bardziej zdaje sobie sprawę, jak istotną kwestią jest dokładne dopasowanie swojej pozycji. Podczas krótkich, rekreacyjnych przejażdżek można nie odczuć różnicy, ale jeśli chce się jeździć regularnie, na bardziej zaawansowanych trasach, warto zainteresować się bike fittingiem. Ze względu na niską cenę pasuje np. do rowerów miejskich lub dziecięcych, na których nie jeździ się tak daleko. Słabością jest mało skuteczny hamulec i słabe chłodzenie. W normalnych warunkach wytrzymują jednak dość długo bez żadnej konserwacji i są odporne na błoto i wodę, przegięte koła (ósemka) i nieostrożne Każdy, kto jeździ na rowerze zimą, z pewnością doświadczył wpływu niskich temperatur na swoje ciało, a w szczególności na dłonie i stopy. Najczęściej jest to spowodowane nieodpowiednim wyposażeniem lub akcesoriami i można temu łatwo zaradzić, ubierając się “na cebulkę” i używając specjalnej odzieży i akcesoriów Kinga Zawodnik pochwaliła się, jak dzisiaj wygląda. Gwiazda od wielu lat walczy z otyłością, ale to nie dieta pomogła jej rzucić wagę. Katarzyna Dębek. 27 listopada 2023, 14:00. Kinga Dịch Vụ Hỗ Trợ Vay Tiền Nhanh 1s. – Wydaje mi się, że w większości miejsc jest dobrze, ale są odcinki, gdzie jest bardzo trudno przejechać i dlatego często jeżdzę też drogą, przez co spotykam się z bardzo dużą frustracją ludzi, kierowców i to właśnie stwarza problem. Na samej drodze warto zrobić po prostu oznaczenia, gdzie jest ścieżka rowerowa i to jasno rozgraniczyć. – Pewnie jak by było więcej ścieżek rowerowych, to by nie zaszkodziło. – Z roku na rok przybywa ważnych tras rowerowych i ważnych połączeń. Staramy się tworzyć spójną sieć. Wiadomo, ciągle jeszcze trochę brakuje, ale wyrywamy co roku jakiś ważny fragment tras tak, aby były one dostępne dla rowerzystów – mówi Tomasz Stefanicki, Urząd Miejski Wrocławia. Wrocławianie zauważają postęp i to że na rowerze po mieście można poruszać się coraz swobodniej. – Ścieżki są super, rowery są super. Oby ich było jak najwięcej. – Ścieżki rowerowe są super, zwłaszcza te na Krzyki. Można nimi dojechać w godzinę do pracy. Z dziećmi dojeżdżam rowerami wszędzie i codziennie do szkoły. Tylko rower w tym mieście. Mimo to we Wrocławiu jest jeszcze dużo do zrobienia. W wielu miejscach konieczna jest poprawa stanu starych lub stworzenia nowych ścieżek rowerowych. – W tym roku jest to przede wszystkim ulica Karkonoska oraz połączenie w kierunku północnym, ulica Jedności Narodowej. To są ważne łączniki w mieście – dodaje Tomasz Stefanicki. Wrocławianie chętnie przesiadają się na rower. W ten sposób można się poruszać po mieście zdrowiej i szybciej, między innymi dlatego, że na rowerze łatwiej ominąć remonty drogowe, których jest we Wrocławiu bardzo dużo. W dobie pandemii rower to także o wiele bezpieczniejszy środek komunikacji niż na przykład transport zbiorowy. – Do roku 2018, czyli ostatniego kompleksowego badania ruchu, był wyraźny wzrost udziału podróży rowerowych w transporcie we Wrocławiu – o 6,5 proc. w stosunku z badaniem przeprowadzonym na początku minionej dekady – mówi Tomasz Stefanicki. Jak zacząć regularnie jeździć rowerem? Ze strony technicznej jazda na rowerze to mało skomplikowana sprawa i większość osób w pierwszych latach swojego życia nabywa tę umiejętność. Niestety już nie wszyscy chętnie wykorzystują ją w praktyce i z wiekiem łatwiej im znaleźć tuzin wymówek, dlaczego to rowerem nie jeździć, niż przypomnieć sobie frajdę, którą rower dawał, gdy dopiero poznawali jego dostawać informacje o naszych artykułach jako pierwszy? Zapisz się na nasz newsletter!Rower daje radość! Fot: więc piszemy kilka porad Jak zacząć regularnie jeździć rowerem dla osób, które chciałyby częściej i regularniej spędzać wolny czas na rowerze, a nie bardzo wiedzą, jak do tego podejść, by wytrwać i złapać na stałe rowerowego bakcyla. Kilka tygodni temu pisaliśmy, jak zaplanować trasę pierwszej wycieczki rowerowej, a dziś tłumaczymy jak w praktyce taką wycieczkę przetrwać. Wcale nie jest to trudne!Małymi kroczkamiCel Twoich pierwszych wycieczek nie powinien być odległy. Przemyśl dobrze trasę, tak by na początek była wygodna i przebiegała po płaskim terenie. Nie forsuj się. Nie ścigaj się z czasem, a tym bardziej z wytrawnymi kolarzami. Jednak staraj się stopniowo wydłużać kilometraż wycieczek i dbać o ich regularne powtarzanie. Nie bez powodu mówi się, że trening czyni mistrza!Rower to na lekkoNawet jeśli wybierasz się na całodzienną wycieczkę,a nie musisz od razu zabierać pełnych sakw ekwipunku. Przemyśl, co będzie ci potrzebne w trasie i ogranicz ilość rzeczy. Na przykład zamiast ciężkiej bluzy lepiej zabierz lekki ocieplany softshell. Nie zabieraj też całej zawartości lodówki, bo prawdopodobnie będziesz mijał po drodze jakieś sklepy, więc w przypadku napadu głodu nie zostaniesz bezradny. Oczywiście warto zabrać mały prowiant na drogę, zwłaszcza na całodzienne przejażdżki, ale nie musi to być zapas na przetrwanie ataku jądrowego. Koniecznie zabierz też butelkę z wodą i dbaj o regularne być wygodnieNa temat wygody podczas jazdy rowerem przeczytacie w tym artykule. Nie bagatelizujcie kwestii ustawienia poszczególnych elementów roweru. Od nich zależy komfort jazdy i co za tym idzie, wszelkie późniejsze bóle czy nawet by rower niósł Ciebie, a nie na odwrót!Głowa do góryCzyli myśl pozytywnie i traktuj jazdę rowerem jako rozrywkę i hobby, nie skaranie boskie. Jeśli konieczność wskoczenia na rower wywołuje u Ciebie złość bądź inne negatywne emocje, odpuść sobie, bo nie po to jeździsz rowerem, by cierpieć. Są też inne aktywności, nie mniej narzędziJako właściciel roweru powinieneś znać swój sprzęt i wiedzieć, jak naprawić jego podstawowe usterki. Kup zestaw rowerowych narzędzi i naucz się ich używać. Nie musisz od razu samodzielnie wymieniać korby, ale dobrze byś był(a) w stanie napompować dętkę i założyć łańcuch, który przebitej przełożeniaWiększość współczesnych rowerów niezależnie od ich typu posiada zestaw przerzutek, które znacznie ułatwiają jazdę. Odpowiednio używane przełożenia nie tylko niwelują wysiłek przy wjeżdżaniu na podjazdy, ale i optymalizują jazdę. Jeśli nie wiecie, co mamy na myśli, spójrzcie na następujące porównanie. Czy wyobrażacie sobie jazdę samochodem na jednym czy dwóch biegach? Otóż to – z rowerem jest tak samo!Bądź w kontakcieAby w pełni cieszyć się rowerowymi wycieczkami warto znaleźć sobie kompana do ich realizacji. Jeśli jesteście typami samotników, być może nie potrzebne wam towarzystwo innych cyklistów, choć z doświadczenia wiemy, że od czasu do czasu fajnie mieć okazję odezwać się do drugiego człowieka i podzielić się z nim na świeżo wrażeniami z podróży. Jeśli jednak preferujecie samotne wycieczki, koniecznie zawsze informujcie bliskich o wyjazdach i planowanym czasie powrotu. Zwiększa to po prostu Wasze sięNic tak nie wzmacnia pozytywnych przeżyć, jak nagroda na koniec. U celu wycieczki kup więc sobie drobny prezent czy to w postaci lodów, czy pamiątki czy innej rzeczy, która sprawi Ci radość. Traktuj jazdę rowerem jako przyjemność, która pozwala ci czuć się dobrze i korzystać z…. innych przyjemności! Wtedy łatwiej wejdzie ci w krew regularne używanie roweru. Być może po jakimś czasie nawet trudno będzie cie z niego ściągnąć!Nie zapomnijcie polubić nas na fb 100, 200, 300 i więcej km na rowerze – na różnych etapach rowerowego hobby te liczby poruszają wyobraźnię, motywują, budzą uznanie, a czasem zazdrość. Poniżej dzielę się doświadczeniami z kilkunastu wyjazdów powyżej 100 km, które odbyłem w ostatnich latach. Moim rekordem był wypad na 313 km, który zrealizowałem w lipcu 2017. Mam nadzieję, ze przedstawione poniżej uwagi pozwolą uniknąć błędów, które sam popełniałem początkowo i pozwolą bez problemów osiągnąć zamierzone rower? Typowym sprzętem do długodystansowych wypadów jest rower szosowy uzupełniony od gadżety i technologie podnoszące komfort. Ja jednak nieco nietypowo wybieram rower trekingowy. Powodów jest kilka. To mój podstawowy codzienny sprzęt, zrobiłem na nim już ponad 30 000 km w 9 lat. W tym czasie dostosowałem go idealnie do swoich potrzeb i wygody. Amortyzacja i 1,5 calowe opony pozwalają skorzystać z polnych skrótów, leśnych ścieżek, co ma znaczenie jeśli chcę coś zwiedzić na trasie. Wypróbowałem go na długich dystansach, a rower szosowy mam stosunkowo niedługo i nie wiem jak wytrzymam wiele godzin w pochylonej pozycji. Rower musi być dopasowany. Jeśli zwykle podczas krótkiej wycieczki bolą nas plecy, ramiona, kolana, to tym bardziej będą doskwierać na długiej trasie. Warto znaczenie wcześniej zlikwidować problemy płynące z niewłaściwego ustawienia roweru. Natomiast nie robimy żadnych regulacji w tym zakresie bezpośrednio przed trasą, bo to nie będzie już czas na eksperymenty. Rower musi być w 100% przygotowany do jazdy. Przed wyjazdem dokładnie czyszczę napęd i smaruję łańcuch. Przeglądam hamulce, dokręcam śruby bagażnika i sprawdzam przerzutki, linki i pancerze. W trasie nie ma czasu na regulacje, smarowanie, regulowanie. Jedynym wyjątkiem jest łańcuch. Nie znam smaru, który wytrzyma 300 km jazdy, więc w połowie trasy muszę smarować go rzadkim smarem teflonowym. Jak się przygotować? Moim zdaniem od przygotowania kondycyjnego ważniejsze jest odpowiednie zaplanowanie trasy, warunków jazdy, jedzenia oraz technika jazdy. Ważne jest poznanie swojego organizmu, żeby wiedzieć jak na wielogodzinną jazdę zareagują nasze stawy, ścięgna i mięśnie, poznać kiedy zbliża się kryzys. Głównie z tego względu dobrze jest podnosić sobie systematycznie poprzeczkę 50 – 100 – 150 – 200 – 300 km. W związku ze słabym początkiem sezonu w tym roku przejechałem do dnia wyjazdu ok 1800 km, z czego najdłuższy wypad miał 60 km. Jednak czułem się dosyć pewnie, bo pracowicie spędziłem zimę systematycznie jeżdżąc na trenażerze oraz stale korzystam z roweru w mieście (ok. 20 km dziennie). Podsumowując dobrze jest być po prostu “rozjeżdżonym” w sezonie, a robienie dłuższych tras w ramach przygotowania ma sens głównie po to, żeby poznać swój organizm. Wschód słońca nad Doliną Dolnej WisłyWschód słońca nad Doliną Dolnej WisłyPoczątek zawsze jest przyjemnyJaki dzień? Idealny dzień to ciepły, ale nie upalny, długi, bez deszczu i wiatru. Nawet dobrze, żeby było pochmurno, bo ostre słońce w trasie potrafi dać się we znaki. Ponieważ jedziemy cały dzień, lepiej żeby różnica temperatur w tym czasie nie była zbyt duża (mniej ubrań do zabrania). Oczywiście takie idealne dni praktycznie się nie zdarzają, a już na pewno nie wtedy kiedy akurat mamy weekend lub urlop. Nie mniej prognoza pogody jest niezbędna – deszcz, wiatr, skwar mogą skutecznie uniemożliwić osiągnięcie celu. W dniu wyjazdu naprawdę warto ruszyć jak najwcześniej, żeby maksymalnie wykorzystać światło dzienne. Zmierzch stwarza dodatkowe niebezpieczeństwa. Ryzyko wypadku podnosi zmęczenie po całodziennej trasie. W najdłuższe dni w roku mamy do dyspozycji ok 16 h słońca. Pozwala to na zamknięcie trasy 300 km z umiarkowaną prędkością lub 200 km ze zwiedzaniem i dłuższymi postojami. Co jeść? Kiedy przypominam sobie jak wyglądały moje pierwsze wypady > 100 km, to sam się dziwię, że w ogóle dochodziły do skutku. Przede wszystkim ze względu na sposób odżywiania się w trasie. Pomijając teorię żywienia, w wielkim uproszczeniu pożywienie na trasie musi spełnić 3 funkcje: Nawodnić – w drodze piję niemal wyłącznie izotoniki, małymi łykami systematycznie przez cały czas. Jeśli poczujemy pragnienie, to może być już z późno. Napoje izotoniczne nawadniają znacznie szybciej niż zwykła woda, do tego zawierają minerały i małe zastrzyki glukozowej energii – patrz pkt 2. Na trasie 300 km wypiłem 3 l izotonika. Dostarczyć energii mięśniom – najprostszym związkiem, który prawie bezpośrednio może być przekształcony w energię jest glukoza. Dostarczając ją systematycznie do organizmu jesteśmy w stanie utrzymywać pracę mięśni przez wiele godzin. Ja dostarczam ją wspomnianymi izotonikami i żelkami (tak, zwykłymi haribo lub frugo). Glukozowe żele dla sportowców zostawiam na intensywniejsze wysiłki na rowerze szosowym. Na trasie wystarczyły mi 2 paczki żelek. Zapobiec uczuciu głodu – glukoza z żelek, woda z napojów szybko się wchłania i żołądek szybko zaczyna domagać się czegoś co zapełni tą pustkę. Najlepiej w ogóle nie dopuścić do uczucia głodu. Jeśli tylko czuję lekkie ssanie w żołądku zatrzymuje się i robię przerwę na jedzenie. Podejście typu “jeszcze tylko ta górka”, “dojadę do tej miejscowości i będzie przerwa” powoduje, że głód się pogłębia i łatwo o kryzys. Zapycham żołądek czymś lekkim, co jednak da układowi trawiennemu zajęcie na kilka godzin. W moim przypadku są to “cold dogi” – wydrążone bułki z parówką, które przegryzam na postojach co ok 3h. Przez cały dzień zjadłem 5 takich wynalazków. Zlikwidować uczucie zmęczenia – nie znam podstawy naukowej tego zjawiska, ale w moim przypadku kofeina jest w stanie zdziałać cuda, szczególnie w kryzysie. Postój, bułka z parówką zapita małą czarną kawą ze stacji benzynowej cofają licznik o 100 km, przywracają siły na przynajmniej 2-3 h. Wypiłem 3 małe kawy. Biorę ze sobą też batony musli, które w łączą pkt. 2 i 3. Staram się też zorganizować kilka łyków zwykłej wody, żeby móc przepłukać usta z cukrów zapijanych cukrem. I tyle. Na trasie nie jem już dużego obiadu, nie piję napojów gazowanych. Nie sprawdza się też suszone mięso, które skutecznie hamuje głód, ale jest słone i mocno stymuluje pragnienie. Po powrocie staram się jeszcze przez 1-2 doby przyjmować dużo płynów, żeby uzupełnić nieuniknione straty. Na parę dni przed wyjazdem staram się przyjmować więcej węglowodanów, np. w postaci makaronu z pesto i oliwą. Żadnych eksperymentów, żeby uniknąć sensacji z dniu wyjazdu. Nie jestem fachowcem, być może piszę dietetyczne bzdury, wiem, że każdy organizm na swoją specyfikę, ale mimo to taki sposób odżywiania w 100% sprawdza się u mnie. Zabieram minimum bagażuPostój w ChełmnieNawigacja GPS to podstawaCo zabrać? To kolejny punkt na liście grzechów z moich pierwszych wypraw. Zabierałem ze sobą zdecydowanie za dużo zbyt ciężkich rzeczy, starając się być przygotowanym na każdy możliwy problem. Ogromne zapasy jedzenia, narzędzia pozwalające zrobić większość czynności serwisowych przy rowerze, zapasowe baterie, powerbank, kable do łączenia tego wszystkiego, ciężkie ubrania. Takie podejście ma uzasadnienie jeśli jedziemy w pozbawioną cywilizacji dżunglę, ale nie przy wycieczce w okolicy 150 km od domu. Teraz staram się zabrać minimum rzeczy, dzięki czemu ograniczam wagę bagażu. Na wyprawie 300 km miałem ze sobą: Bułki, batony musli, żelki, 2 dodatkowe butelki izotonika (słusznie obawiałem się, że będzie problem z ich zakupem) Zapasowe baterie do GPS i telefonu Opakowanie wodoodporne do telefonu Apart GPS Mapy papierowe Multitool, łatki, 2 zapasowe dętki (lubią mi pękać jedna po drugiej) Smar do łańcucha Oświetlenie (ruszałem przez wschodem słońca) Zwijana wiatrówka, spodnie przeciwdeszczowe (bez sensu), czapka przeciwdeszczowa gore-tex (świetna sprawa!) Bluza rowerowa (rano i wieczorem było bardzo zimno) Hamak Ticket to the moon (przeczytaj dlaczego <- wpis zawiera kod rabatowy na hamak :) Jak się ubrać? Podstawowy strój na trasie dla mnie to spodenki kolarskie na szelkach ze sprawdzoną wkładką, koszulka z krótkim rękawem. Warto przypomnieć, że do takich spodenek nie zakładamy bielizny, która niemal na pewno spowoduje obtarcia, ograniczy oddychalność i komfort. Miejsca narażone na obtarcia, jeszcze przed wyjazdem smaruję sudocremem. Moim ulubionym elementem rowerowej garderoby jest kolarska czapka z gore-texu. Chroni przed deszczem, wiatrem, świetnie oddycha. Jeśli miałbym zabrać tylko jedną rzecz przeciwdeszczową, to byłaby ona. Biorę też kurtkę wiatrówkę, która co prawda słabo oddycha, przecieka przy większym deszczu, ale dobrze chroni przed wiatrem i świetnie sprawdziła się przez 80 km jazdy w deszczu na zeszłorocznej trasie 230 km. Na długie wyjazdy zabieram buty spd, których używam na szosie, jest to model Shimano SH-RT82 – typowo przeznaczony do turystyki szosowej. Na stopy zakładam grubsze, dopasowane skarpety biegowe. Mają one minimalizować obtarcia, odprowadzać wilgoć na zewnątrz oraz rozkładać siłę punktowego nacisku na blok i pedał. Paski i klamry butów zaciskam dosyć ciasno, ale na postojach zdejmuję je, żeby dać odpocząć stopom. Deszcz po 200 km – dobrze, że na koniecWarto, żeby podróż miała etapy i drobne celeJaka trasa? Moim zdaniem dobra trasa na bicie rekordów jest: Atrakcyjna – dobrze, żeby znalazły się na niej jakieś cele, ciekawy krajobraz, miasteczko, w którym nigdy nie byliśmy, punkt widokowy. Atrakcyjna okolica pozwala oderwać uwagę od wolno lecących kilometrów, daje jakiś cel, pozwala podzielić wysiłek na etapy. Asfaltowa – przy długich dystansach nawierzchnia, po której jedziemy ma ogromne znaczenie. Przy planowaniu korzystam z aplikacji Komoot (polecam!) w trybie “rower szosowy”, co powoduje, że trasa jest teoretycznie wyłącznie asfaltowa, potem przyglądam ją i z pomocą Google Street View ustalam skróty, jednak tak, żeby odcinki gruntowe nie przekroczyły 5% całej trasy. Płaska – to niestety nieco kłóci się z punktem 1, ale faktycznie podjazdy mocno dają się we znaki, szczególnie jeśli zaczniemy je forsować, żeby utrzymać wyższą prędkość średnią. W formie pętli – zawsze planuję start i metę w domu. Co prawda kusi perspektywa dojechania do jakiegoś odległego punktu na mapie w ciągu jednego dnia, ale znacznie utrudnia to logistykę całego wypadu. Zgodna z kierunkiem wiatru – kiedy mam ustaloną trasę, to na kierunek jej pokonywania decyduję się bezpośrednio przed startem. Staram się odcinki pod wiatr pokonywać w lesie, natomiast z wiatrem jechać na otwartej przestrzeni. Poza miastami – jak tylko się da, unikam wjeżdżania do miast. Miasta to ciągłe zatrzymywanie się i ruszanie, krawężniki, uwaga skupiona na ruchu drogowym, niebezpieczeństwo wypadku. Często pierwsze kryzysy dopadały mnie bezpośredni po wyjeździe z miasta. Jak jechać? Początek zawsze jest przyjemny. Adrenalina, perspektywa przygody, świeżo nasmarowany rower, wszystko sprawi, że będzie się chciało gnać przed siebie. I to jest właśnie najlepszy moment żeby zwolnić i oszczędzić siły na czas kiedy przyjdzie kryzys, zaczniemy zastanawiać się, gdzie jest najbliższa stacja kolejowa, kto może po nas przyjechać. Dochodzimy tu do podstawowej sprawy przy długodystansowych trasach – rozkładania sił. Pierwszą połowę trasy staram się jechać na pół gwizdka. Dobrze jedzie mi się 27 km/h? To zwalniam do 23 km/h. Szybki zjazd? Kręcę od niechcenia, żeby wykorzystać chwilę odpoczynku. Ograniczam do minimum postoje. Z dwóch względów. Po pierwsze, ponowne ruszanie wymaga wysiłku. Najłatwiej odczuć to w mieście, gdzie wjeżdżamy po długiej trasie i trafiamy na ciąg skrzyżowań, przejść dla pieszych i świateł. Po drugie, postoje to strata czasu. Zawsze zajmują więcej czasu niż nam się wydaje. Podczas trasy 300 km postoje ograniczałem do minimum, nie zwiedzałem, zrobiłem raptem kilka zdjęć, raz wyciągnąłem mapę, zrobiłem kilka małych i jedną dłuższą przerwę 40 min., a mimo to na na 18 h w drodze, aż 3,5 h zajęły przerwy. Nie forsować podjazdów. Kolejny punkt z mojej listy grzechów. Zawsze starałem się pokonywać je jak najszybciej, starając się nie tracić średniej prędkości. To był duży błąd, bo drastycznie zwiększenie obciążenia mięśni, powtórzone kila razy pod rząd momentalnie pozbawiało sił. Teraz w pogórkowatym terenie bardzo mocno redukuję przełożenia, czasami jadąc pod górę z prędkością poniżej 10 km/h. Dobry plan to podstawaI jest – upragniony wynik! :DOdpoczynek w hamaku – super :)Nie dać się kryzysom! To chyba najważniejsze. Zawsze przychodzi taki moment, że mamy dosyć, zaczyna brakować sił, perspektywa końca trasy wydaje się odległym nieosiągalnym celem. Kolejne łyki izotonika, przeżuwane żelki nie dają energii. Przychodzi wątpliwość. To normalne. Ja wtedy zatrzymuję się na dłuższy postój, szukam stacji benzynowej z kawą. Staram się zwolnić, sprawdzić, co mogę zrobić, żeby choć trochę ułatwić sobie dalszą jazdę. Ostatnio pomogło nasmarowanie łańcucha, bułka i kawa. Kryzys w drugiej połowie trasy raczej nie pozbawi naszej wyprawy sukcesu. Natomiast, jeśli podobne myśli przychodzą podczas pierwszych kilkudziesięciu kilometrów, to lepiej sobie odpuścić. Skrócić planowaną trasę np. o połowę i dalej cieszyć pięknym dniem i rowerową przygodą. Mapa trasy: Od lat przemierzam miasto na rowerze. Zresztą nie ograniczam się wyłącznie do Trójmiasta. Kilkudniowe rowerowe tripy uważam za jedną z przyjemniejszych form spędzania czasu, podobnie jak szybką rundę po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Godziny spędzone na ścieżkach rowerowych i ulicach zaowocowały wnioskami z obserwacji uczestników ruchu. Kierowcy skrzywią się na dźwięk piszczącego paska klinowego czy zajechaną skrzynię biegów w aucie na pasie obok. Podobnie niektórzy rowerzyści dostrzegają masę mankamentów i niezrozumiałych zachowań u innych cyklistów. Być może jesteś jednym z nich i mocujesz się z rowerem jak romskie dziecko z pojemnikiem PCK. I być może na pewne problemy nie zwróciłeś nawet uwagi. Mój brat konsekwentnie odmawiał wszelkim próbom podrasowania mu roweru. Jego odpowiedź na nasze pomysły była zawsze taka sama: „ale ten rower normalnie przecież jeździ”. No dobra, zajechane auto warte naręcze porządnych lambików też przecież jeździ, ale czy wydajnie i nie posypie się za następnym zakrętem? Nie po to kupuje się lepsze auto, aby zawiozło dupę z punktu A do punktu B. Masa czynników wpływa na to, czy samochód nam odpowiada. Podobnie sprawa ma się z rowerami. Można poruszać się po mieście zdezelowanym gruchotem niczym kierowcy Wolta czy Uber Eats, a można przyjrzeć się kilku kwestiom i odciążyć całe ciało. Mój zmodyfikowany Kross Level 29er na trasie, gdzieś pod Kościerzyną. Brat przekonał się do zmian, kiedy wymienił opony na nowe. Po raz pierwszy usłyszałem wtedy, że rzeczywiście, miałem rację i czuć wyraźną różnicę. Po raz drugi słusznym okazało się moje ględzenie, kiedy umyto mu calutki napęd. „Jak to teraz lekko jeździ…” – zdziwienie jakby Kopyr pił obok niego Żywca 0% prosto z butelki. Albo i większe. A przecież rower miał w całkiem niezłym stanie, żaden to marketowy szajs za dwie stówy zespawany z rurek kradzionych na złomowcu. Zima złapie nas, nim się obejrzymy. O ile w tym roku nadejdzie. Dwa lata temu napisałem tekst o tym, jak jeździć zimą na rowerze, bez obaw o zrobienie sobie kuku. Może Cię zainteresować :) Czy da się jeździć na rowerze zimą i nie wybić sobie zębów? >>> Kilka poważnych kwestii widać na ścieżce już z daleka. Poniżej przedstawiam Wam listę największych problemów spotykanych w rowerach w ruchu, przede wszystkim, miejskim. Niektóre słychać z daleka, inne widać z bliska, niektóre wnioski to moje domysły. Poruszasz się rowerem i idzie Ci to opornie? A może wszyscy Cię wyprzedzają, a ty nie jesteś w stanie utrzymać stałej prędkości? Być może nawet nigdy się nad tym nie zastanawiałeś/aś, po prostu wyjąłeś/aś rower z piwnicy i wio na ścieżkę, uznając, że inni mają po prostu lepszą kondychę? Łap więc konkrety, które zwracają uwagę na pewne kwestie. Przygotujesz dzięki nim, w podstawowym stopniu, jednoślad na sezon jesienno-zimowo-wiosenny. Ku przyjemniejszej jeździe, mniejszemu zanieczyszczeniu powietrza i zdrowiu :) Przeskakujący łańcuch, czyli zajechany napęd Napęd rowerowy ma pewną żywotność, zależną od jego jakości i tego, czy go katujesz. Nie da się jeździć na rowerze latami bez żadnych inwestycji. Szczególnie gdy mocno się ten rower eksploatuje, niepoprawnie zmienia przełożenia i nie wkłada w niego tej stówki rocznie. Najmocniej po dupie dostaje zawsze napęd i inne ruchome części, na przykład osie w piastach. Objawy zużytego napędu to przede wszystkim przeskakiwanie łańcucha przy mocnym dociskaniu pedałów. Zależnie od stopnia wyeksploatowania, może dziać się to przy zwykłym pedałowaniu, ruszaniu z miejsca, przyspieszaniu czy wjeżdżaniu pod górkę. Łańcuch może skakać na każdym przełożeniu lub tylko wybranych zębatkach. Skacze na którejkolwiek z często przez Ciebie używanych? Czas przyjrzeć się temu, co dzieje się pod nogami. Tylne zębatki w rowerach dzielimy na stare „wolnobiegi” i nowsze „kasety”. Wolnobiegi Shimano mają na zębatce oznaczenie MF-TZ i zużywają się szybciej niż koszulki z Reserveda. Jeździłem na wolnobiegu kilka lat i wymieniałem go 2 razy do roku. Kaseta wystarcza mi na około 2 lata. Jeśli często wymieniasz zajechany wolnobieg, być może już czas, aby wymienić koło na takie pod kasetę? Napęd wymienia się w całości, chociaż ja preferuję wymianę zestawu kaseta/wolnobieg + łańcuch. Korba jest przeważnie wytrzymalsza, jednak gdyby wymiana kasety i łańcucha nie poskutkowała, trzeba będzie zainwestować w przednie zębatki. Całą korbę lub — w przypadku rozbieralnej — konkretne blaty. Powyżej przykład zużytej kasety. Spójrz na zębatki na samym dole. Mają kształt trapezopodobny. Zębatki dwa czy trzy rzędy wyżej są dwa razy cieńsze, niektóre w innych rzędach przypominają płetwę rekina (tzw. rekinki). Kaseta do wymiany, wraz z łańcuchem (o ile oczywiście przeskakuje). Nowy łańcuch nie wejdzie na starą kasetę i na odwrót. Będzie skakał jeszcze częściej. Lepiej dojechać kasetę do końca i wydać te niecałe 100 złotych na nowy zestaw. Druga kwestia to zardzewiały napęd. Taki twór niemiłosiernie skrzypi i sprawia, że na rowerze jeździ się ciężej. Po cholerę się męczyć i pocić, skoro można wydać dwie stówy (najtańsza kaseta, łańcuch, korba i suport) i cieszyć się nowiutkimi częściami, dającymi większą przyjemność z jazdy? W przypadku braku powyższych problemów warto cały napęd wyczyścić. Łańcuch przetrzeć porządnie ścierką nasączoną benzyną ekstrakcyjną, kasetę i korbę wyszorować wyciorem, wyczyścić kółka przerzutki. Godzina roboty, a czuć będzie różnicę. Zwróć też uwagę na to, czy wózek tylnej przerzutki jest ustawiony równolegle do zębatek. Krzywy hak spowoduje, że nigdy nie uda Ci się poprawnie wyregulować zmieniarki. Ważna kwestia! Nie psikaj nigdy żadnymi WD-40 na kasetę, łańcuch czy korbę. O ile nic nie odkręcasz, zostaw odrdzewiacze i środki wypierające wodę w spokoju. WD-40 stosuje się do zapieczonych elementów, a nie do smarowania. Smaruje się wyłącznie czysty łańcuch (wnętrza ogniw!), specjalnym smarem, na przykład Shimano PTFE Lube, Rohloffem czy Finish Line’em. Masz przerzutki? To z nich korzystaj! Pan Stefan wracający z ryneczku czy Pani Basia jadąca do córki na obiad mogą nie ogarniać działania przerzutek. Znam też młodsze osoby, które rezygnowały z dobrodziejstw „zmieniarki”. Warto poznać ten element wyposażenia i zacząć z niego korzystać. Przerzutki mają ułatwiać jazdę, są odporne mechanicznie, więc można z nich nieustannie korzystać. Nie zużyją się w miesiąc. Ileż ja się naoglądałem osób siłujących się z porywistym wiatrem na najtwardszych „biegach”. Albo tych jadących pod górkę na jakimś kosmicznym przełożeniu. Druga sprawa to „koszenie łańcucha”, ale o tym dowiesz się z powyższego filmiku u SzajBajka. Polecam kanał. Druga kwestia to niezrzucanie biegu, dojeżdżając do świateł czy przejścia. W aucie redukuje się lub wrzuca luz, więc czemu nie robić tego w rowerze? Skoro można ruszyć później mięciutko z lekkiego przełożenia, to warto zaoszczędzić w ten sposób i siły, i napędu, który nie lubi mocnych naprężeń. Kolana nie lubią ruszania z kolarskich przełożeń, a ty nie lubisz mocowania się z rowerem. Wystarczy wdrożyć prostą zasadę, aby jeździło się przyjemniej. Dojeżdżając do miejsca zatrzymania, z którego później ruszasz, wrzuć 2-3 biegi na tylnej kasecie w górę (dźwignia pod prawym kciukiem). Rusz z lekkiego przełożenia i zrzuć biegi z powrotem w dół na kasecie* (pod palcem wskazującym), gdy już nieco się rozpędzisz. Proste i efektywne. * – wrzucanie z tyłu „w górę” (czyli na wyższe zębatki) to inaczej zrzucanie na niższe przełożenia i na odwrót. Czyli zmiana na lżejsze przełożenie to zrzucanie biegu (wrzucanie w górę kasety). Wiem, pokręcone. Zrzucasz i robi się łatwiej, wrzucasz — ciężej. Dojeżdżając do wzniesienia, zmień przełożenia na lżejsze już przed nim. Unikaj klikania manetkami, jadąc pod stromą górkę, bo możesz zerwać łańcuch. Miałem 2 takie przypadki, trzeba robić to umiejętnie. Przewiduj teren, przecież nawet w mieście zdarzają się podjazdy i zjazdy, które widać z daleka. Dostosuj się. A jeśli przerzutki Ci nie działają, być może trzeba będzie oddać rower do serwisu. Możesz je również spróbować samemu ustawić. Łopatologiczniej niż na poniższych, genialnych filmikach, chyba się nie da :) Flak z tyłu „Dobrze, że nie z przodu, he he!” – Wujek Zdzisiek. Pal sześć, jak masz flaka w przedniej oponie. Prawdopodobnie szybko zdasz sobie z tego sprawę. Poczujesz, jak rower pływa na zakrętach, a zresztą nacisk na przód jest mniejszy od tego na tylną oś, więc nie trzeba się tym przesadnie zamartwiać. Z niewiadomych przyczyn wiele osób nie zwraca jednak uwagi na oponę „napędową”, czyli tylną. Jazda poniżej dolnej granicy ciśnienia to odczuwalnie wyższe opory toczenia, a więc należy użyć więcej siły, aby rower rozpędzić i utrzymać prędkość. Druga kwestia to ryzyko wywrotki na zakręcie (opona pływa, może się nawet podwinąć) czy uszkodzenia koła podjeżdżając na przykład na krawężnik. Obręcz może wtedy uderzyć przez flaka i ogumienie o betonowy kant. Najmniejsze zmartwienie to przebicie dętki, największe — rozwalenie wspominanej obręczy. Koszt nowego koła to blisko stówa za sensowny produkt. Chyba lepiej skorzystać po prostu z pompki czy kompresora, prawda? Będzie się wtedy lżej jeździć, a i ryzyko problemów mniejsze. Łyse lub słabej jakości opony Wspomniałem na wstępie o udanym wejściu bratu na głowę. Zmusiłem go do zmiany opon z taniego modelu CST na Continental Race King. Różnica w oporach toczenia, rozwijanej prędkości i przyjemności z jazdy nieporównywalna. Inwestycja zamknęła się w 110 złotych za komplet ogumienia. Wytarty bieżnik nie tylko drastycznie zwiększa szanse przebicia dętki. To przede wszystkim utrata przyczepności, dłuższa droga hamowania i trudność z rozwijaniem prędkości. Opony projektuje się tak, aby dawały pewne korzyści. Jedne są wolniejsze, inne szybsze. Niektóre lepiej od innych trzymają na zakrętach, zachowują się na mokrym chodniku czy szutrze, czyszczą się z błota albo wspinają pod górkę. Warto zbadać stan bieżnika i w przypadku zużycia kupić nową, porządną oponkę. Dopłata rzędu 20-30 złotych to często dodatkowy sezon czy dwa żywotności. To koszt 4 dętek przebitych na wytartym bieżniku. Sensowną gumę można kupić już za 40 złotych. Warto wybierać znane marki: Continental, Kenda, Maxxis, Schwalbe, WTB, Michelin, Geax czy Bontrager. Ja jeżdżę na Schwalbe Smart Sam i chwalę sobie szczególnie ich wytrzymałość, chociaż wymieniając, kupię inne. Rapid Robów nie polecam. Opinie o oponach znajdziesz na Skopane ustawienie siodełka O geometrii roweru i ułożeniu ciała w trakcie jazdy napisać można grubą książkę. Geometrii w posiadanym rowerze już raczej nie zmienisz, o ile nie wymienisz ramy lub całego roweru. Można jednak pobawić się z ustawieniem siodełka (i poniekąd również mostka, do którego mocuje się kierownice). Widuję osoby, które pedałują „za siebie”. Są pochylone mocno do przodu, jednak przy naciskaniu na pedał, ich stopy nie idą w dół, tylko nieco w tył. Oznacza to zapewne, że siodełko jest wysunięte o wiele za mocno w przód, w kierunku kierownicy i mają za dużą ramę w rowerze. Z drugiej strony, bywają rowerzyści, pedałujący jakby nieco przed siebie, siedzący na rowerze niemalże pionowo. Rama za mała, siodełko za daleko. Trudność sprawia również ustawienie siedziska na odpowiedniej wysokości. Jedni mają je tak wysoko, że aż bujają biodrami, zmuszając nogę do pełnego wyprostu. Inni jadą niemalże skuleni jak na rowerku dla dzieci. Przyczyn takich sytuacji jest wiele — w tym drugim przypadku zapewne niechęć do przechylania roweru przy postoju lub schodzenia z niego. Niepoprawna geometria to multum problemów, szczególnie na dłuższej trasie. Zaczynają boleć barki, tyłek i nadgarstki. Przejechanie 10 kilometrów zaczyna być katorgą, czasami mrowieją dłonie i bolą kolana. Jazda na rowerze ma być zdrowa i nie prowadzić do zwyrodnień. Metod ustawiania wysokości siodełka jest wiele. Ja proponuję najprostszą, wyjściową: Siodełko powinno być ustawione płasko, równolegle do ziemi. Przydaje się poziomica, ale można zrobić to na oko. Później można je nieco odchylać lub pochylać, wedle upodobań. Siodełko powinno być ustawione w takiej odległości od kierownicy, aby mieścić się pośrodku przedziałki narysowanej na prętach siodła. Jeżeli nie ma przedziałki – mniej więcej pośrodku prętów mocowanych do sztycy. Usiądź na rowerze, daj stopy na pedały i ustaw ramię korby równolegle do ziemi. Kolano nogi z przodu nie powinno wystawać poza linię palców stopy ustawionej na pedale. Siodełko powinno być na takiej wysokości, aby noga w najniższym położeniu na pedale tworzyła kąt w granicach 25 a 35 stopni między udem a łydką. Chodzi o to, aby nie bujać się biodrami podczas jazdy (siodełko za wysoko) ani nie tracić mocy możliwej do wygenerowania przez udo (sidełko za nisko). Wchodząc po schodach nie idziesz przecież na kucaka, tylko prostujesz nogę niemalże do końca. A spróbuj wejść teraz po schodach, pozostawiając nogę w kącie 45 stopni. O wiele trudniej… Dobrze ustawione siodełko pozwoli nie schodzić z roweru na postoju. Rower wystarczy nieco przechylić na bok i stanąć na ziemi na palcach lub całą stopą. Zbliżający się weekend możesz teraz spędzić na dopracowaniu roweru. Wystarczy kilka prostych zabiegów i sztuczek, aby jazda stała się o wiele przyjemniejsza i wydajna. Do zobaczenia na trasie! :) Uważasz, że ten tekst jest przydany? Nie klikaj like’a, tylko podrzuć znajomym, którzy jeżdżą rowerem, albo wrzuć na Fejsa ;) Jazda na rowerze wiąże się także z przestrzeganiem przepisów ruchu drogowego oraz spełnianiem różnych wymogów. Aż 500 zł kary grozi za brak odpowiedniego wyposażenia roweru. Sprawdź, czym jeździ Twoje dziecko, by uniknąć zbędnego mandatu oraz aby odpowiednio zabezpieczyć swoją pociechę przed wycieczką jednośladem. Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej Jazda na złym sprzęcie może skutkować nie tylko karą finansową, ale także spowodowaniem wypadku, dlatego tak ważne jest, by przed rozpoczęciem sezonu lub użytkowania dokładnie się wyposażyć i sprawdzić stan jednośladu dziecka. W przeciwnym razie będziemy narażeni na mandat w wysokości nawet do 500 zł. Mandat za nieodpowiednie wyposażenie roweru Piękna pogoda i sezon wakacyjny zachęca do korzystania z roweru zarówno rekreacyjnie jak i jako zamiennik środka transportu. Niestety nieodpowiedzialni rowerzyści to nadal nagminne zjawisko, przez co dochodzi do wielu przykrych incydentów i wypadków. Do stałych przeglądów jednośladu i kontroli jego stanu mają "zachęcić" wysokie mandaty, które powędrują do wszystkich, którzy nie będą przestrzegać owych zasad. Mandaty za poruszanie się na rowerze niespełniającym wymogów prawnych wynoszą od 20, aż do 500 złotych! Szerokie widełki dadzą możliwość wyceny drobnych usterek przez służby porządkowe. Warto więc sprawdzić stan techniczny naszego roweru oraz naszych pociech. To nie tylko gwarantuje brak kary, ale przede wszystkim zapewni bezpieczeństwo poruszania się jezdni czy ścieżki, a także zniweluje możliwe kolizje i wypadki z przyczyn technicznych. Zobacz wideo Co tak naprawdę musi mieć rower? Polskie przepisy jasno to określają Jak uniknąć mandatu 500 zł za niesprawny rower? Aby nie narażać się na wysoki mandat i zagwarantować dziecku oraz sobie bezpieczeństwo, niezbędny okaże się przegląd oraz ewentualne dodatkowe wyposażenie roweru. Każdy jednoślad poruszający się po drogach publicznych musi być wyposażony w: Jedno światło pozycyjne barwy białej lub żółtej selektywnej położone z przodu, Jedno światło odblaskowe barwy czerwonej o kształcie innym niż trójkąt, umiejscowione z tyłu, Co najmniej jedno światło pozycyjne o barwie czerwonej, Przynajmniej jeden sprawny hamulec, Sygnał dźwiękowy o nieprzeraźliwym dźwięku. Wycieczki w godzinach wieczornych będą wymagać zainstalowania dodatkowego oświetlenia na przodzie oraz tyle roweru. Idealnie sprawdzą się lampki o różnych trybach - ze światłem stałym, migającym lub pulsującym w różnych barwach. Warto także pamiętać o jeździe w kasku - chociaż przepisy jasno nie określają zasad w tej kwestii, warto o to zadbać dla bezpieczeństwa. Najmłodszych warto wyposażyć także w dodatkowe odblaski lub gdy pogoda na to pozwala w kamizelkę odblaskową, która zapewni większą widoczność na jezdni.

jak się jeździ na rowerze